Wpływ aktywności fizycznej na proces starzenia się

5/5 - (1 vote)

W wielu krajach, także i w polskim społeczeństwie, uważa się, że boisko, basen, gry rekreacyjne i sportowe przeznaczone są dla dzieci i ludzi młodych, natomiast telewizja i wygodny fotel – dla osób w wieku starszym. A przecież ćwiczenia fizyczne i sport nie muszą i nie powinny kończyć się z chwilą dojścia do wieku późnej dorosłości. Wiadomo powszechnie, iż aktywność fizyczna przeciwdziała regresowi motoryczności człowieka i łagodzi ciężar przykrego procesu starzenia się. Dostosowana do aktualnej wydolności wysiłkowej wieku biologicznego i stanu zdrowia, powinna towarzyszyć człowiekowi przez całe życie, we wszystkich etapach ontogenezy.

Wśród licznych przeszkód, utrudniających ludziom starszym czynne uczestnictwo w kulturze fizycznej, wielu gerontologów wymienia tzw. „stereotyp człowieka starego”. Starość w świadomości społecznej jawi się bowiem jako spadek sił fizycznych i psychicznych, stan schorowania i ułomności, zniedołężnienia i niezdolności do samodzielnego życia. Śledząc długość życia człowieka, można łatwo stwierdzić, że okres ten stale się wydłuża i wzrasta liczba osób w wieku późnej dorosłości. Niestety, coraz dłuższe życie ludzkie nie zawsze jest życiem w pełni szczęśliwym i owocnym. Należy zadać sobie pytanie: czy jesteśmy skazani na ten niezbyt optymistyczny obraz procesu starzenia się i starości, czy też możemy go w jakimś stopniu modyfikować? Wydaje się, że na szczęście tak. Jednym z najważniejszych czynników umożliwiających tzw. „pomyślne starzenie się” (successful ageing) jest regularna aktywność ruchowa. Według wytycznych ekspertów WHO, dotyczących propagowania aktywności fizycznej wśród osób starszych definiowana jest jako wszystkie czynności w życiu codziennym, związane z ruchem, włączając w to pracę, odpoczynek, ćwiczenia i uprawianie sportu. Podkreśla się, że efekty zapobiegawcze i rehabilitacyjne regularnej aktywności fizycznej są korzystniejsze, gdy wzorce aktywności fizycznej kształtowane są we wczesnym okresie życia, niż gdy zapoczątkowuje się je dopiero w wieku podeszłym.

Natężenie różnych form aktywności fizycznej musi być odpowiednio dobrane, aby nie wywoływało nadmiernego zmęczenia. Ludziom we wczesnym okresie starości zaleca się ćwiczenia ogólnousprawniające, koordynacyjne i lokomocyjne. Powinny być one wszechstronne, systematyczne, a wysiłek stopniowany, zależnie od aktualnych możliwości i wydolności organizmu. W rytmicznie wykonywanych ruchach powinny brać udział duże grupy mięśni, zwłaszcza kończyn dolnych. Korzystne działanie ma codzienny spacer z określoną szybkością i czasem trwania, a także niektóre rodzaje gier i zabaw ruchowych, uprawiane rekreacyjnie. Systematyczne ćwiczenia fizyczne wywierają istotny wpływ na wydolność fizyczną, koordynację nerwowo – mięśniową, utrzymując, a nawet zwiększając sprawność wykonywanych ruchów, przydatnych i niezbędnych w codziennym życiu.

Tak więc celem, ale równocześnie skutkiem aktywności ruchowej osób starszych będzie:

  1. poprawa ogólnego stanu zdrowia,
  2. zachowanie sprawności, samodzielności i niezależności,
  3. podtrzymanie aktywności fizycznej, pozwalającej na samodzielne wykonywanie podstawowych czynności życiowych,
  4. zahamowanie postępu zmian inwolucyjnych,
  5. odprężenie psychiczne, przyjemność, zadowolenie,
  6. socjalizacja poprzez stawanie się pełnowartościowym członkiem społeczeństwa,
  7. integracja rozumiana jako umiejętność rozumienia i współżycia z innymi ludźmi,
  8. wypełnianie dużych ilości wolnego czasu w sposób wartościowy i przyjemny.

Wydolność fizyczna i sprawność życiowa u ludzi w starszym wieku jest nie tyle wynikiem nieuniknionych procesów starzenia się ustroju, ile biologicznie nieuzasadnionego obniżania aktywności ruchowej w miarę upływu lat. Czynniki psychologiczne, socjologiczne i inne decydują o narastającej już w średnim wieku skłonności do ograniczania w życiu codziennym aktywności ruchowej. Składa się na to z jednej strony brak czasu, dążenie do komfortu fizycznego, przesadna i nieuzasadniona troska o zdrowie, z drugiej zaś uzasadnione tradycją i dążeniem młodszych pokoleń do kierowania ludzi starszych na wypoczynek. Wszystko to sprawia, że zmniejsza się możliwość ruchowa wówczas, gdy staje się ona jedynym czynnikiem, który może utrzymywać obniżającą się wydolność fizyczną na poziomie niezbędnym do aktywnego życia.

Bibliografia:

  1. Drabik J. Aktywność fizyczna dzieci, młodzieży i dorosłych. AWF, Gdańsk, 1995.
  2. Dziewulski M. Aktywność ruchowa osób starszych. Medycyna sportowa, nr 141. 2003.
  3. Łobożewicz T. Stan i uwarunkowania aktywności ruchowej ludzi w starszym wieku w Polsce. AWF Warszawa, 1991.
  4. 4.Szwarc H., Wasilewska H., Wolańska T. Rekreacja ruchowa osób starszych. AWF, Warszawa, 198
  5. 5. Wolańska T. Rekreacja ruchowa osób starszych. AWF, Warszawa, 1986

Edukacja zdrowotna

5/5 - (2 votes)

EDUKACJA ZDROWOTNA – proces, w trakcie którego ludzie uczą się dbać o zdrowie własne i innych osób. Koncentruje się ona na uświadamianiu związków między zdrowiem człowieka a jego stylem życia oraz środowiskiem fizycznym i społecznym. Edukacja zdrowotna obejmuje głównie działania informacyjne, których bezpośrednim celem jest ukształtowanie sprzyjających zdrowiu przekonań, motywacji i umiejętności, a co za tym idzie postaw zdrowotnych jednostki, które powinny prowadzić do realizacji zachowań służących zdrowiu.

Edukacja zdrowotna ta towarzyszy wszelkim działaniom profilaktycznym dotyczących zapobiegania chorobom i innym zaburzeniom oraz ryzykownym zachowaniom zdrowotnym i społecznym, jak np. używanie substancji psychoaktywnych, ryzykowne zachowania seksualne i inne.

Edukacja zdrowotna w podstawie programowej

Nowym rozwiązaniem w systemie edukacji jest powiązanie edukacji zdrowotnej z wychowaniem fizycznym:

  • na pierwszym poziomie edukacji wyróżniono obszar „wychowanie fizyczne i edukacja zdrowotna”,
  • W II, III i IV klasie edukacji stwierdzono, że wychowanie fizyczne „odgrywa wiodącą rolę w edukacji zdrowotnej”,
  • w gimnazjach i gimnazjach wyodrębniono temat „edukacja zdrowotna”,
  • zakres edukacji zdrowotnej został poszerzony o aspekty zdrowia psychospołecznego, ze szczególnym uwzględnieniem umiejętności życiowych (osobistych i społecznych).

Podstawą do zbudowania bloku „Wychowanie Zdrowotne” w wychowaniu fizycznym była akceptacja definicji i celów tej edukacji:

Edukacja zdrowotna to proces dydaktyczno-wychowawczy, w ramach którego uczniowie uczą się żyć w celu: utrzymania i poprawy zdrowia własnego i innych ludzi oraz tworzenia środowiska prozdrowotnego, a także aktywnego uczestnictwa w leczeniu w przypadku choroby lub niepełnosprawności, jego negatywny Zarządzaj i zmniejszaj wpływ.
Celem edukacji zdrowotnej dzieci i młodzieży jest pomoc w:

  • poznawać siebie, śledzić swój rozwój, rozpoznawać i rozwiązywać problemy zdrowotne,
  • zrozumieć czym jest zdrowie, od czego zależy, dlaczego i jak o nie dbać,
    rozwijać poczucie odpowiedzialności za zdrowie własne i innych,
  • zwiększenie samooceny i zaufania do swoich możliwości,
  • rozwój umiejętności osobistych i społecznych sprzyjających dobremu samopoczuciu i pozytywnemu dostosowaniu się do zadań i wyzwań dnia codziennego,
  • przygotowanie się do udziału w działaniach na rzecz zdrowia i tworzenia zdrowego środowiska w domu, w szkole, w pracy, w społeczności lokalnej (edukacja zdrowotna jest ważnym elementem edukacji obywatelskiej).

Treści z zakresu edukacji zdrowotnej zostały uwzględnione w wielu przedmiotach, m.in. w sporcie, biologii, edukacji rodzinnej, naukach społecznych, edukacji w zakresie bezpieczeństwa, przedsiębiorczości, religii, etyce. Treści edukacji zdrowotnej odnoszą się do aktualnych trendów behawioralnych dzieci i młodzieży, które z kolei znajdują odzwierciedlenie w przeprowadzonych badaniach.

Promocja zdrowia

5/5 - (1 vote)

Promocja zdrowia – to proces umożliwiający jednostkom i grupom społecznym zwiększenie kontroli nad zdrowiem w celu jego poprawy, rozwijaniu zdrowego stylu życia, a także kształtowaniu innych środowiskowych i osobniczych czynników prowadzących do zdrowia  zarówno psychicznego jak i fizycznego.

Jako pierwszy pojęcia „Promocji zdrowia” użył Henry Sigerist w roku 1945 umieszczając promocję zdrowia jako jeden z głównych filarów medycyny obok:

  • Zapobiegania chorobom
  • Leczenia chorób
  • Rehabilitacji

Koncepcja promocji zdrowia zaczęła się rozwijać      w latach 70. XX wieku. Było to uwarunkowane wieloma przyczynami m.in.:

  • akceptacją holistycznego podejścia do zdrowia, wzrostem zainteresowania zdrowiem pozytywnym i poprawą jakości życia,
  • gotowością ludzi do kierowania swoim życiem, zwłaszcza w społeczeństwach o silnie rozwiniętym konsumpcjonizmie,
  • małą skutecznością tradycyjnej oświaty zdrowotnej,
  • uznaniem, że większość chorób ma związek ze stylem życia jednostek,
  • wzrastającą liczbą dowodów, że poprawa opieki zdrowotnej przy jej wysokich kosztach tylko w niewielkim stopniu wpływa pozytywnie na stan zdrowia społeczeństwa,
  • wzrostem zainteresowania zdrowiem wśród przedstawicieli nauk społecznych,
  • rozwojem badań naukowych w tym zakresie.

Zdrowie

5/5 - (1 vote)

Według konstytucji z 1948 roku Światowej Organizacji Zdrowia (WHO) zdrowie jest to stan pełnego, dobrego samopoczucia fizycznego, psychicznego i społecznego, a nie tylko jako brak choroby lub zniedołężnienia. W ostatnich latach definicja ta została uzupełniona o sprawność do prowadzenia produktywnego życia społecznego i ekonomicznego a także o wymiar duchowy:

  • zdrowie fizyczne – prawidłowe funkcjonowanie organizmu, jego układów i narządów,
  • zdrowie psychiczne – a w jego obrębie:
  • zdrowie emocjonalne – zdolność do rozpoznawania uczuć, wyrażania ich w odpowiedni sposób, umiejętność radzenia sobie ze stresem, napięciem, lękiem, depresją, agresją,
  • zdrowie umysłowe – zdolność do logicznego, jasnego myślenia,
  • zdrowie społeczne – zdolność do nawiązywania, podtrzymywania i rozwijania prawidłowych relacji z innymi ludźmi,
  • zdrowie duchowe – u niektórych ludzi związane z wierzeniami i praktykami religijnymi, u innych jest to zbiór zasad, zachowań i sposobów osiągania wewnętrznego spokoju i równowagi.

Zdrowie w medycynie jest określane jako „homeostaza” czyli stan wewnętrznej równowagi. W medycynie niekonwencjonalnej zdrowie określa się jako ogólny stan dobrego samopoczucia.

Rządowe projekt reformy służby zdrowia

5/5 - (1 vote)

Minister ze swojej strony proponuje takie zmiany systemowe, które ładnie wyglądają na papierze, ale nic nie zmienią w zarobkach konkretnej pielęgniarki. Rząd chce czasowo dać dyrektorom szpitali i placówek medycznych prawo do podniesienia płac pracowniczych o 4%, ponad realny wzrost wynagrodzeń w przedsiębiorstwach. Tyle, że rząd zastrzega, iż podwyżki mogą dać tylko ci dyrektorzy, którzy mają na to pieniądze. Otóż dyrektorzy, którzy je mają, już je dostali. Więcej – pod groźbą strajku dało podwyżki wielu dyrektorów, których na to nie stać. A i tak zostało jeszcze wielu, dla których jakiekolwiek podwyżki oznaczają bankructwo szpitala.

Z roku na rok szpitale dostają od kas coraz mniejszy odsetek pieniędzy ze składak. Tak z resztą miało być – polityka trudnego pieniądza miała zmusić dyrektorów szpitali do większej gospodarności, a samorządy – do wyeliminowania zbędnych placówek.

Nikt nie przeczy, że jest to konieczne. Jeśli w województwie dolnośląskim jest dwa razy więcej łóżek szpitalnych na 10 tysięcy mieszkańców niż w wielkopolskim, to wiadomo, że utrzymanie tej bazy kosztuje więcej. Zrozumiałe się staje, dlaczego właśnie na Dolnym Śląsku strajki pielęgniarek przybierają najostrzejszą formę. Wszystkie placówki są na wegetację, póki nie znajdzie się śmiałek, który zlikwiduje zbędne szpitale.

Powinien to zrobić marszałek sejmu wojewódzkiego, gdyż to on jest organem właścicielskim części szpitali, tych z nazwą „wojewódzki” (po 49 województwach odziedziczyliśmy mnóstwo takich placówek). Tak się jednak składa, że radę kasy chorych wybiera sejmik wojewódzki. Od rady zależy podział pieniędzy pomiędzy szpitale. Zatem to, ile dostanie każda placówka, zależy od właściciela niektórych placówek.

Można się więc spodziewać, że gdy restrukturyzacja zacznie się na dobre, wykosi najpierw szpitale powiatowe (podległe starostom), które nie mają silnego lobby w kasach. Wydłuży to drogę pacjenta do szpitala i podniesie koszty leczenia. Nie w tym kierunku miały prowadzić mechanizmy reformy. Być może przekazanie części szpitali powiatom było błędem. Błąd ten należałoby naprawić, zanim poznikają z mapy szpitale powiatowe.

Nie strajkują pracownicy przychodni rejonowych i specjalistycznych. Część to ci, którzy już pracują w placówkach sprywatyzowanych – zarabia dziś więcej. Reszta liczy na prywatyzację, która przez cały czas się dokonuje. Od początku tej reformy cała podstawowa opieka zdrowotna zasilana jest szerszym strumieniem pieniędzy niż przed 1999 rokiem. Dzięki temu się rozwija, dzięki temu znajdują się prywatne firmy, które inwestują w nowe przychodnie.

Jednocześnie wytworzyły się jednak ogromne napięcia na styku pomiędzy podstawową opieką zdrowotną, ambulatoryjną opieką specjalistyczną i leczeniem szpitalnym. Każdy z tych szczebli stara się ścisnąć własne koszty przerzucając je na partnera. W efekcie w pierwszym roku reformy do szpitali trafiło 40% więcej pacjentów niż rok wcześniej. Szpitale dostały mniej pieniędzy (bo z założenia miało to prowadzić do stopniowej likwidacji niepotrzebnych placówek), ale spadły na nie większe zadania (bo lekarze rodzinni i przychodnie oszczędzały na pacjentach, odsyłając ich do szpitali). Strach pomyśleć, jak się to odbiło na jakości opieki nad chorymi. Na razie jednak jakości nikt nie mierzy, bo nie ma jak.

Natomiast kasy chorych próbują ograniczyć koszty takiego leczenia, narzucając limity przyjęć do szpitali. Rytualne „rozumiemy wasz problem, ale nie mamy pieniędzy”, pada we wszystkich kasach wobec wszystkich dyrektorów. Zastanawia tylko, po co ta niezwykle pracochłonna procedura konkursu ofert, skoro nikt nie ma czasu nawet ich przeczytać – co przyznali w zeszłym roku sami dyrektorzy kas – a tym bardziej respektować zawartych kontraktów.

Na dłuższą metę kontrakty to ślepa uliczka, bo – choćby w związku z prywatyzacją podstawowej opieki zdrowotnej – lawinowo przyrastać będzie liczba ofert. Tam, gdzie do tej pory działał jeden wielki Zespół Opieki Zdrowotnej z kilkunastoma przychodniami i szpitalami, powstają oddzielne małe placówki. Zamiast kilkuset, kasa będzie musiała przeglądać kilka tysięcy ofert, rozmawiać z kilkoma tysiącami ludzi – co pochłania czas nawet wtedy, gdy te rozmowy są fikcją.

Po co zawierać umowy cywilnoprawne, które jednak strona może w każdej chwili zmienić? Co z tego, że w sądzie szpital by wygrał proces z kasą, jeśli za trzy – pięć lat – bo tyle trwa postępowanie sądowe w tego rodzaju sprawach – po szpitalu, który nie dostanie pieniędzy z kasy, nie będzie już nawet śladu?

Czy nie można by się obejść bez negocjacji i kontraktów? Za podobne usługi medyczne powinny obowiązywać uśrednione stawki. Mogłyby być nieco zróżnicowane regionalnie (bo różne są koszty niezależne od szpitala), ale obecna dowolność w ustalaniu stawek przez kasę to system wymyślony dla aniołów niepodatnych na korupcję, znajomości, protekcję.

Na razie mimo narzekań na działalność kas chorych nic się nie zmieniło. Mimo napięć płaconych i wzrostu zadłużenia szpitali Krajowy Związek Kas Chorych zaleca, by nadal ograniczać nakłady na szpitale, a zwiększać – na opiekę podstawową i specjalistyczną. W tej sytuacji obarczanie dyrektorów szpitali winą za niskie płace personelu jest zwykłym nadużyciem.

Minął drugi rok od wprowadzenia nowych mechanizmów finansowych. Miały pchnąć system ochrony zdrowia na rynkowe tory. Konkurencja między szpitalami miała poprawić jakość usług zdrowotnych. System płacenia za wykonaną pracę miał skłonić placówki, by zabiegały o pacjenta, zamiast traktować go jak piąte koło u wozu. Twarde zasady finansowania miały wyeliminować rozrzutność, zmusić dyrektorów do rachunku ekonomicznego, a samorządy skłonić do likwidacji placówek zbędnych. Samodzielność dyrektorów w dysponowaniu pieniędzmi, ale też ich odpowiedzialność za wyniki finansowe miały wykluczyć zadłużenie się placówek i liczenie na mannę z nieba. Oczekiwano, że każdy dyrektor wprowadzi kilkuletnią strategię rozwoju firmy – pozbędzie się nadmiernego zatrudnienia, a pracownikom zacznie płacić uczciwie za uczciwą pracę.

Szczególne nadzieje wiązano z lekarzem rodzinnym – koordynującym całą opiekę nad pacjentami. To on poprzez prawo do wypisywania skierowań – miał decydować, jakie zalecić choremu badania, konsultacje specjalistyczne, leczenie szpitalne, uzdrowiskowe czy rehabilitacyjne. Wierzono, że dzięki lekarzom rodzinnym system stanie się oszczędniejszy bez szkody dla pacjenta, a także bardziej przyjazny dla człowieka chorego.

Przede wszystkim jednak po reformie miały zniknąć coroczne gorszące przetargi o wysokości nakładów na zdrowie towarzyszące uchwaleniu budżetu w Sejmie. Nareszcie, po raz pierwszy, awantury polityczne miało zastąpić rozwiązanie systemowe. Stały odpis od dochodów każdego podatnika miał sprawić, że pieniędzy na zdrowie będzie przybywać w terminie bogacenia się społeczeństwa.

Gołym okiem widać, że żaden z tych mechanizmów nie dał oczekiwanego efektu. Ale widać też, że wpłynął na zmianę zachowań każdego uczestnika systemu. Z pewnością dwa lata to za mało, by przesądzać, czy na pewno reformatorzy ponieśli sromotną klęskę – – o sukcesie nie ośmielają się dziś mówić nawet autorzy reformy – ale najwyższa pora, by z analizy tych nowych zachowań wysunąć wnioski i skorygować kierunek zmian.

Takiej analizy nie ma. To doprawdy zdumiewające, że z jednej strony, od 1 stycznia 1999 r. niewyobrażalnie wzrosła sprawozdawczość na każdym szczeblu zarządzania systemem ochrony zdrowia, a z drugiej – cała ta gigantyczna praca jest kompletnie bezużyteczna. Rośnie armia urzędników, którzy kalkulują, badają, piętrzą statystyki. Od pielęgniarki liczącej waciki na oddziale, poprzez informatyka w kasie chorych, po urzędnika Ministerstwa Zdrowia – wszyscy dziś przekładają papierki.

„I nikt nie umie odpowiedzieć na pytanie, jak bardzo zadłużone są placówki ochrony zdrowia. Z opasłego tomiszcza sprawozdania pełnomocnika rządu można się dowiedzieć, że po pierwszym roku działania ustawy o powszechnym ubezpieczeniu zdrowotnym straty tych placówek wynosiły w całym kraju 35 mln zł. Tymczasem w samych tylko szpitalach wojewódzkich na Dolnym Śląsku długi wynoszą 200 mln zł, a do końca roku mają wynosić do 250 mln. czy to znaczy, że długi placówek narastają z roku na rok, czy też sprawozdanie oparte na wyrywkowych danych – sporządzono tak, by pokazać wyłącznie dobrodziejstwa reformy u ukryć złe skutki?

Nie wolno dzisiaj politykom mówić, że reforma zahamowała wzrost zadłużenia w służbie zdrowia. Nie wolno porównywać długu 7,5 mld zł, który przyjął budżet w 1998 r., do zadłużenia tegorocznego i twierdzić, że jest to sukces reformy. Nikt nie wie, jakie naprawdę jest obecne zadłużenie, zaś spadek po startym systemie budżetowym był efektem wielu lat działalności placówek”.18

Z 17 kas chorych każda po swojemu rozlicza się za usługi i ma własne priorytety – i nie ma takiego szczebla centralnego, na którym dokonano by analizy, które rozwiązanie warto powielać i które prowadzi w ślepą uliczkę. Zresztą trudno o taką analizę, skoro dane z różnych kas są nieporównywalne.

Ani pełnomocnik rządu do spraw reformy, ani Urząd Nadzoru Ubezpieczeń Zdrowotnych, ani Ministerstwo Zdrowia nie panują nad polityką kas, bo nie mają takich uprawnień. Reforma stworzyła 17 księstw rządzących się własnymi prawami. Nie wiadomo, dlaczego uznano, że państewka tu będą konkurować między sobą. Na czym polegać ma konkurencja miedzy kasą małopolska z pomorską, skoro każdy ubezpieczony leczy się tam, gdzie chce.

Na rozbiciu dzielnicowym Polski pomiędzy 16 regionalnych kas chorych cierpi pacjent, bo jeśli zdarzy mu się zachorować poza swoim województwem, jest traktowany jak cudzoziemiec bez pieniędzy i bez prawa do ubezpieczenia. Kasy , które powinny rozliczać się między sobą za wynikanie usługi, nie chcą i nie umieją tego robić, a jedyny przejaw ich konkurencji wygląda humorystycznie – każdy z 17 dyrektorów kas gotów przysiąc, że leczy więcej pacjentów, niż ma ubezpieczonych. Gdyby im wszystkim uwierzyć, Polska byłaby 50-milionowym mocarstwem i powinna mieć więcej głosów w Unii Europejskiej, niż nam przyznano w Nicei.

Politycy sądzili, że dzięki składce zniknie coroczny przetarg o nakłady na ochronę zdrowia. Nie zniknął. Teraz co roku toczą się boje o wysokość składki. Ale im większa składka, ty, mniej pieniędzy dostanie budżet z podatków. I choć wszyscy zdają sobie sprawę, że ten system jest niedofinansowany, widać też, że państwo ma więcej nić stać. „Gdy w 19998 roku delegacja polskiego parlamentu odwiedzała Wielką Brytanię, usłyszała, że jej na ubezpieczania nie stać. Jak zatem my mamy udźwignąć skomplikowany i kosztowny system zbierania i ewidencjonowania składek, który na dodatek nie działa (ZUS pobiera opłaty za gromadzenia składek, ale wciąż nie ma komputerowej kontroli ich ściągania)? Czy stać mas ma reformę, która nie przyniosła spodziewanych efektów politycznych i finansowych?”.19

Kalkulując zyski i koszty, należy również pamiętać, że wprowadzenie składki ubezpieczeniowej przyniosło wielką zmianę zachowań społecznych. Dziś pacjenci oczekują i żądają znacznie więcej niż w czasach, kiedy na pasku comiesięcznej wypłaty nie wpisywano kwoty odprowadzonej co miesiąc na ubezpieczenie zdrowotne.

Choć wszyscy lubią narzekać na kasy chorych, to – niestety – powinny one istnieć, lecz jako instytucje rozliczeniowe. Zapewne nie jako instytucje samodzielne, zawieszone w próżni i niezależne od nikogo. Być może powinny być kontrolowane przez wojewodów, gdyby zarządzały pieniędzmi budżetowymi. Na pewno muszą mieć narzędzia działania w postaci stawek za usługi i standardów określających jakość usług. Natomiast nie wiadomo, co zrobić, by w kasach pracowali fachowcy – niezależni od polityków, którzy mianują zarządy kas. To powszechna choroba polskiej demokracji, że nawet stanowisko sprzątaczki jest z nominacji, jeśli tylko przynosi korzyści.

Gdyby mieli wrócić do finansowania z budżetu, to musimy zapewnić dopływ dodatkowych pieniędzy do systemu ochrony zdrowia. Parlament powinien więc określić, jaki pakiet usług finansuje z podatków obywateli, a za jakie usługi płacą sami pacjenci. Dopiero wówczas nastąpiłby sprzyjający klimat do rozwoju ubezpieczeń dodatkowych z zarobków pracowników.


18 E. Cichocka, Może rozstać się z mrzonkami? „Gazeta wyborcza” 2000, s. 17.

19 E. Cichocka, op. cit., s. 17.